Obraz „Zakazany Bóg” to na pewno wzruszająca produkcja, przy której trudno nie uronić chociaż jednej łzy. Historia 51 błogosławionych męczenników z Barbastro jest tak samo wstrząsająca, co smutna. Oglądając film, naturalnie nasuwa się pytanie: jak ogromna może być nienawiść do wiary, aby zrobić krzywdę zupełnie niewinnemu człowiekowi? „Zakazany Bóg” jest filmem, który stawia przed widzem wiele kwestii do rozważenia. Pojawia się także szereg pytań dotyczących trudnej sytuacji na świecie, prześladowania z powodów religijnych czy kryzysu wiary. Takie filmy większość widzów lubi. Uwielbiają analizować to, co zobaczyli. Film wywierający wpływ na widza to coś, na co pracuje większość reżyserów i aktorów. Tylko wtedy można mówić o prawdziwym sukcesie. „Zakazany Bóg” wydaje się być zrealizowany z dużą starannością, ale bez niepotrzebnego rozmachu.
Mylą się Ci, którzy uważają, że opowieść o 51 klerykach to samograj. Historia kina pokazuje, że nie każdemu udaje się udźwignąć ciężar odpowiedzialności przedstawienia opowieści na faktach autentycznych. Meksykańska produkcja „Cristiada” w reżyserii Deana Wrighta jest tego najlepszym przykładem. Film opowiada o okolicznościach wybuchu i przebiegu powstania Cristerio. Był to debiut reżyserski Wrighta i ewidentnie nie poradził sobie on z udźwignięciem tej odpowiedzialności. Film na wielu płaszczyznach był nierówny. Miał swoje gorsze i lepsze momenty. „Zakazany Bóg” natomiast trzyma poziom. Nie ma tam przekoloryzowanych wątków, nagminnego rozlewu krwi czy słabej gry aktorskiej. Wszystko jest na swoim miejscu, a to niewątpliwa zasługa Pablo Moreno, który zgromadził zaufanych specjalistów i umiejętnie nimi pokierował. Dzięki temu prawda o Kościele hiszpańskim została przedstawiona w rzetelny, a nie kiczowaty sposób.
Film zmusza widza do refleksji, a także do odpowiedzenia sobie na pytanie: jakim świadkiem Chrystusa jesteśmy? Czy bylibyśmy w stanie tak wiele poświęcić, jak męczennicy z Barbastro? W filmie zostało przedstawionych wiele umacniających wiarę przykładów dodających odwagi.
Widz nie wyjdzie z kina przygnębiony, ponieważ jedną z ostatnich scen jest beatyfikacja męczenników. Zakończenie pokazuje, że za poświęcenie zawsze jest nagroda. W serce zatrwożonego widza zostanie wlana nadzieja udowadniająca, że wszyscy bohaterowie doczekają się nagrody, nawet tej pośmiertnej.
Na uwagę zasługuje to, że twórcy filmu nie poszli na łatwiznę. Nie zdecydowali się na przesadę w epatowaniu przemocą, a w tego typu historiach o to nie trudno. W zręczny sposób została przedstawiona atmosfera panująca w Barbastro.
Pablo Moreno nie skorzystał także z dodatkowych efektów specjalnych. Nie można na pewno powiedzieć, że jest to film robiony z rozmachem. Na pewno taki nie jest i jedynie to można mu zarzucić, ponieważ niektóre sceny, np. jedyna militarna akcja, wymagałaby znacznie większego zaangażowania i zrealizowania z większym rozmachem. Widać jednak, że reżyserowi bardziej niż na efektach zależało na odwzorowaniu atmosfery tamtych wydarzeń. Suma summarum, udało mu się ten cel osiągnąć.
Postaci zostały w znakomity sposób zróżnicowane, a ich najważniejsze cechy uwydatnione. Zrezygnowano jednak z wywyższenia jednego męczennika nad drugim. Wszystkie przedstawione wątki i historie były równie ważne i równie ciekawe.